niedziela, 5 lipca 2015

23. Zielona siedem

W „Polityce” przeczytałem list czytelnika, który dał wyraz swojemu oburzeniu na byłych gimnazjalistów, piszących na starość wyidealizowane wspomnienia o Lwowie. Jego zdaniem ci autorzy nie zetknęli się w młodości z prawdziwym życiem, a zwłaszcza z galicyjską biedą, bezrobociem i konfliktami wśród zamieszkujących to miasto Polaków, Ukraińców i Żydów. Oczywiście, nie zgadzam się z takim podejściem do tej sprawy. Uważam, że nie należy odbierać głosu nikomu, kto ma coś do powiedzenia o swoich przeżyciach i obserwacjach z lat młodości.

Na wspomnieniach „gimnazjalisty”, wrażliwego na piękno świata, są oparte niektóre wiersze o Stryju napisane przez Kazimierza Wierzyńskiego. W jego wydanym na emigracji tomie pt. „Róża wiatrów” (1944) znajduje się znamienny utwór pt. „Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny”, a w nim jest zwrotka, której treść może – moim zdaniem – przypaść do serca każdemu, kto utracił swoje rodzinne miasto w Galicji, na Polesiu, Wileńszczyźnie czy gdziekolwiek na świecie. Poeta napisał:
Bo nie ma ziemi wybieranej,
Jest tylko ziemia przeznaczona,
Ze wszystkich bogactw cztery ściany,
Z całego świata tamta strona.
            
Dla Kazimierza Wierzyńskiego tą „stroną” we wczesnej młodości był Stryj z jego pięknymi okolicami.
Rzeka płynęła, jeszcze tam płynie
Brzegiem wiązanym w gęstej wiklinie.
Lubiłem w góry chodzić sam jeden.
Pamiętam Skole, Trościan, Ławoczne,
Buki miedziane, sny podobłoczne.
Ten świat był w Stryju,
Zielona siedem.
(Fragment wiersza „Tego mi trzeba” z tomu „Krzyże i miecze”, 1946 r.).

Ulicę Zieloną znałem bardzo dobrze. Znajdowała się na szlaku moich wędrówek do III i IV klasy szkoły podstawowej, mieszczącej się przy ul. Stefana Batorego. W tej rusyfikowanej, niemczonej i znów rusyfikowanej szkole nikt z nauczycieli nie wspomniał o tym, że tuż obok znajduje się dom jednego z najwybitniejszych polskich poetów. Dziś przypominam sobie, że po jednej stronie ulicy Zielonej ciągnął się wysoki mur, ogradzający stary żydowski cmentarz, a po drugiej znajdowały się ogrody, wśród których widniały skromne, ale ładne domki. Do jednego z nich „w ogrodzie dusznym od mięty”, „z Grottgerem na stole”, „ciepłymi gontami” i „srebrną strzałą na dachu” poeta wciąż tęsknił, chociaż stał się bywalcem i ozdobą literackich salonów Warszawy, a później mieszkańcem Nowego Jorku. Zacytowany wyżej wiersz kończy się słowami:
Prastarych czasów szukam niewcześnie,
Brzóz, sosen, domu. Zostały we śnie
I stamtąd wiatrem, wspomnieniem nieba
I lasów ciemnych; puszczy w Karpatach,
Przychodzą do mnie szumieć po latach,
Szumieć o kraju. Tego mi trzeba.
            Kazimierz Wierzyński potrafił jak mało kto przedstawić wpływ krajobrazu na kształtowanie się wrażliwości młodego człowieka. Nie posądzam go o tendencyjność, chociaż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pisząc niektóre ze swoich stryjskich wierszy, traktował je jako swoisty, poetycki, a może i polityczny testament dla przyszłych pokoleń. Uczuciowe przywiązanie tego wybitnego artysty do miasta jego młodości było niewątpliwie bardzo autentyczne, bo w czasie, gdy już nikt nawet nie marzył o odzyskaniu Stryja przez Polskę, napisał jeszcze „Wiersz na pocieszenie”:
Wracam z Nowego Jorku zmęczony,
Zbity, zły, ogłuszony,
Do mojej nory, lasów i skał.
Przez cztery godziny, przez całą drogę,
Marzę tylko o jednym: że będę spał.
I przyjeżdżam, i właśnie usnąć nie mogę.
Zamykam oczy i czuję się: żaden,
W jakimś pustkowiu niczyjem,
I nie wiem, dlaczego przychodzi mi na myśl
Miasto Stryj nad rzeką Stryjem.
            (Z tomu „Korzec maku”, 1951 r.)
            Dalej w tym wierszu znajdujemy poetycki opis ulicy Zielonej oraz kilka słów o mieście i kościelnym zegarze odmierzającym czas.

Edwin Walter



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz