piątek, 14 listopada 2014

3. Człowiek sukcesu


Na początku był to tylko magazyn wojsk CK Austrii z piwnicą, którego mury wykonano z dużych, grubo ciosanych głazów. Tę budowlę, znajdującą się w Stryju przy ul. Dobrowlańskiej 21, wydzierżawił a następnie kupił człowiek bardzo ambitny i pomysłowy, Józef Szostak. Swoją inwestycję spłacał on oszczędnościami z comiesięcznej kolejarskiej pensji oraz pieniędzmi z dochodów, jakie mu zapewniały dwie mieszkanki niegdysiejszego magazynu. Były to mleczne krowy, wypasane na okolicznych nieużytkach zanim nie zamieniono ich na budowlane parcele.
Z czasem ten gospodarz doszedł do wniosku, że na solidnych murach posiadanego budynku może wybudować dodatkowe piętro. Znanym sobie sposobem podniósł dach i podwyższył ściany. Miał wreszcie okazję, aby zastosowaną kiedyś przez siebie w austriackim wojsku zasadę dźwigni wykorzystać do własnych celów. O tym doświadczeniu opowiadał zresztą chętnie do końca swojego długiego życia. Tło zdarzeń w tej opowieści stanowił wykolejony wagon. Negatywnym bohaterem był nieudolny oficer, który rozkazał dowodzonym przez siebie żołnierzom podnieść ten straszliwie ciężki przedmiot i postawić z powrotem na torach. Oczywiście, nie byli oni w stanie tego dokonać, chociaż bardzo natężali swoje mięśnie.
Ich wysiłki obserwował wielki tłum umundurowanych gapiów, którzy opuścili wagony wojskowego eszelonu i zeszli się w miejscu wypadku. Józef Szostak zameldował wówczas zniecierpliwionemu dowódcy transportu, że potrafi załatwić sprawę szybko i bez narażania żołnierzy na zbytni wysiłek. Gdy otrzymał zgodę na pokierowanie akcją, wskazał wybranym przez siebie kolegom porzuconą na poboczu torowiska szynę i polecił, żeby zastosowali ją jako dźwignię przy podnoszeniu i ustawianiu wagonu na torach.
Jego pomysłowość została wynagrodzona. Otrzymał awans do stopnia kaprala, co w przypadku Polaka pełniącego zasadniczą służbę w austriackim wojsku było znacznym wyróżnieniem, ale ten zaszczyt potraktował on z przymrużeniem oka. Bardziej cenił sobie to, że okazał się lepszy od austriackiego oficera.
Prawdziwy awans zapewnił mu budowany przez niego dom. Mieszkania w nim były ładne i wygodne. Miały duże okna, kryte parkietem podłogi, a dwa z nich wyposażone były w łazienki, co w biednej na ogół Galicji stanowiło swoisty luksus. Doprowadzony do budynku gaz służył nie tylko do opalania kuchni, lecz także i kaflowych pieców. To wszystko tworzyło wręcz komfortowe warunki zamieszkiwania.
Zajmując się po amatorsku budownictwem i zawodowo pracą na kolei bohater tej opowiastki poświęcał też wiele czasu na dokształcanie się, dzięki czemu systematycznie podnosił swoje kwalifikacje. Po kilku awansach otrzymał dobrze płatną funkcję kierownika pociągu. Zdecydował się wówczas na dobudowanie następnego piętra w posiadanym budynku. W wykonaniu tego dzieła pomogli mu trzej dorastający synowie. Podniesienie dachu na żądaną wysokość nie stanowiło dla tej czwórki problemu, tym bardziej, że ich praca została wykonana też w oparciu o zasadę dźwigni. Wkrótce dom został powiększony o poddasze z trzema mieszkaniami.
Tak, zwykły kolejarz stał się kapitalistą, czerpiącym dość duże zyski z wynajmu mieszkań. W tej roli czuł sie całkiem dobrze. Po jakimś czasie część domu sprzedał korzystnie i za zdobyte pieniądze kupił kamienicę znajdującą się w dobrym punkcie przy dworcu kolejowym. Zapewniło mu to dalszy wzrost dochodów. Przed wybuchem II wojny światowej zdążył jeszcze kupić niewielkie gospodarstwo rolne w oddalonym od Stryja o 10 kilometrów Rajłowie. Są tam niezbyt urodzajne grunty, ale otaczający to miejsce krajobraz ma wiele uroku. Szeroką równinę zamyka widoczne z oddali pasmo Karpat. Przez ten teren przepływa rzeczka. W rosnących na jego brzegach trzcinach gnieździło się rozśpiewane ptactwo wodne. Skromny, ale ładnie zbudowany dom oddzielony był od drogi wiśniowym sadem i różanym żywopłotem. Komunikację z oddaloną o trzy kilometry stacją PKP zapewniała bryczka z zaprzęganym do niej zgrabnym siwkiem.
Józef Szostak mógł sądzić, że jest człowiekiem sukcesu, ale nie popadł z tego powodu w jakąś megalomanię. Na służbę w kolejowych pociągach udawał się - jak zwykle - na własnych nogach, niosąc na ramieniu swoją wysłużoną torbę z zapasem jedzenia. Z gospodarstwa w Rajłowie cieszył sie tylko w przerwach między służbowymi dyżurami. Nie trwało to jednak długo. Gdy wybuchła wojna, to siwek musiał pójść do kawalerii, a w rajłowskim domu zrobiło się rojno od uciekinierów z bombardowanego Stryja. Zebrała się tam niemal cała, liczna rodzina.
Jako wnuk Józefa Szostaka byłem jednym z domowników. Po przyjeździe wybraliśmy się do pobliskiego jaru na poziomki. Był to ostatni przejaw naszej beztroski, bo na drugi dzień wojna dotarła też do Rajłowa.

Edwin Walter



Karolina z domu Marks i Józef Szostakowie, Stryj 1934 r. (Babcia i Dziadek Edwina Waltera)

Józef Szostak



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz