niedziela, 9 sierpnia 2015

28. Szerokie tory

Jeden z czytelników „brulionu“ zadał mi następujące pytanie: „Czy Sowieci po zajęciu Galicji poszerzyli rozstaw szyn kolejowych stosownie do swojej normy, a jeśli tak, to co z tym fantem uczynili Niemcy po przyjściu tam w 1941 roku?“. Postanowiłem wyjaśnić tę mało znaną, ale dość interesującą – jak sądzę – sprawę. Okazało się jednak, że po półwieczu, które minęło od czasu wojny, trudno znaleźć kogoś, kto pamięta jak nasi okupanci radzili sobie z utrzymaniem komunikacji kolejowej.
Działacze Związku Kolejarzy nie potrafili mi wskazać żyjącego jeszcze weterana, który pracował w owych czasach na kolejowych szlakach południowo-wschodniej Polski. Powiedziano mi, że ci ludzie już przeważnie powymierali, ale to nie zniechęciło mnie do dalszych poszukiwań. Skontaktowałem się z pewnym znajomym prawnikiem, który – jak pamiętałem – w czasie niemieckiej okupacji pełnił jakieś biurowe funkcje na stacji w Stryju. Niestety, ten sędziwy już pan przyznał szczerze, iż wykonywał tam tylko „papierkową“ robotę i dla własnego bezpieczeństwa nie przejawiał żadnego zainteresowania ruchem pociągów. Zdziwił się nawet bardzo, gdy mu powiedziałem, że Rosjanie i Niemcy stosowali różne rozstawy szyn.
Dopiero za pośrednictwem byłego partyzanta, pana Władysława Kosowskiego, dotarłem do wręcz znakomitego eksperta w tych sprawach. Jest nim zamieszkały w Szczecinie-Dąbiu pan Stanisław Drewniak, który przed przejściem na emeryturę był naczelnikiem stacji PKP w jednej z dzielnic Szczecina. Ten prawie siedemdziesięcioletni mężczyzna pracował za młodu w przemyskiej lokomotywowni jako szuflarz, czyli palacz na parowozach. Później awansował na pomocnika maszynisty. Dziś wspomina:
- W 1939 roku Rosjanie jeździli na polskim taborze po zastanych w naszym kraju torowiskach. Jak zauważyłem, w drugiej połowie 1940 roku na linii Przemyśl-Lwów poszerzyli jeden z torów. Używali więc maszyn o dwóch różnych rozstawach. Gdy w czerwcu następnego roku przyszli do nas Niemcy, to od razu odbudowali linie normalnotorowe. Śpieszyli się, aby zdążyć z przewozami wojska i sprzętu na front wschodni. W miarę zdobywania rosyjskich terenów zwężali torowiska odpowiednio do swoich potrzeb.
Stanisław Drewniak w czasie niemieckiej okupacji opuścił pracę na kolei i przyłączył się do radzieckiej partyzantki. Trafił do Oddziału dowodzonego przez generała Kowpaka. Osobiście wysadzał rozjazdy kolejowe na szlaku Lublin-Przeworsk. Wyspecjalizował się w odpalaniu min za pomocą sznurów Bickforda, czyli lontów. Było to zajęcie bardziej ryzykowne od zakładania pod tory ładunków trotylu z zapalnikami naciskowymi albo detonowanych elektrycznie. W takich akcjach brał udział do jesieni 1943 roku, kiedy to został powołany do Armii Radzieckiej.
Akcje minerskie przeprowadzało też polskie podziemie, do którego należało wielu kolejarzy z Przemyśla, Stryja, Lwowa. Byli to członkowie Armii Krajowej. Zajmowali się  nie tylko wysadzaniem torów, ale też zbieraniem informacji o ruchach wojskowych transportów. Te wiadomości przekazywali radzieckiej partyzantce. Stanisław Drewniak zna te fakty, gdyż uczestniczył w leśnych spotkaniach z akowcami.
- Współpraca z AK bardzo ułatwiała nam wykonywanie zadań dywersyjnych – mówi. – Staraliśmy się przede wszystkim wysadzać rozjazdy szyn, bo z naprawą dokonywanych przez nas uszkodzeń na prostych odcinkach torów Niemcy nie mieli zbyt dużego kłopotu. Mosty zaczęliśmy po jakimś czasie ochraniać, bo trzeba było je zachować dla zbliżającej się Armii Radzieckiej. W tej fazie wojny nastąpiło jakby odwrócenie ról, bo wycofujący się Niemcy sami niszczyli za sobą torowiska i mosty. Podkłady, niepotrzebnych im już szyn, rozrywali dynamitem albo łamali specjalnymi hakami doczepianymi do parowozów lub ciągników gąsienicowych.
Rosjanie ponownie wkroczyli do Galicji wschodniej w 1944 roku i natychmiast przystąpili do odbudowy szlaków kolejowych. Zakładali oczywiście szerokie tory. Taka linia połączyła Lwów z Przemyślem. Poprowadzono ją następnie przez Przeworsk i Lublin do Warszawy. Inną szerokotorówkę doprowadzono do śląskich kopalń, aby wywozić z nich węgiel do Rosji. Te tory służyły też do przewozu wojska.
Dziś utrzymywana jest w Polsce tylko jedna linia szerokotorowa. Jeżdżą po niej pociągi dowożące rudę do Huty „Katowice“. Ruch na innych liniach, łączących Polskę z krajami byłego Związku Radzieckiego utrzymywany jest dzięki zastosowaniu wymiennych elementów podwozi wagonów i lokomotyw.

Edwin Walter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz